Menu

sobota, 18 października 2014

Porcelanowa - Rozdział 1 cz.1

Hej Wam!

Jak pisałam tak robię. Pierwszy rozdział pojawił się na blogu. Jest to jednak tylko jego połowa, ponieważ nie każdy lubi czytać ciągiem po kilkanaście stron. Uznałam, że wygodniej dla wszystkich będzie dawkować tekst.i mam nadzieję, że będzie się Wam podobać.


Rozdział 1. A miało być tak pięknie.


Pokój rozświetlały jasne promienie słońca wpadające przez okno i rozjaśniające łóżko. Kołdra poruszyła się i dziewczyna pod nią śpiąca przeciągnęła się wychylając spod puchowej kryjówki. Gdy słońce zaświeciło w jej oczy sapnęła zirytowana i nie zawracając sobie głowy uwolnieniem nóg spod przykrycia, rzuciła się do przodu w celu udania się do łazienki…no cóż, wylądowała na ziemi z wielkim hukiem. Wciąż rozespana warknęła i niezgrabnym ruchem zerwała z siebie ciepłą przeszkodę.

Potykając się o własne stopy przeczołgała się do pomieszczenia obok i tam pierwszym co zrobiła było oblanie twarzy zimną wodą. Nie wytarła jej nawet tylko zdjęła z siebie koszulkę i spodenki, w których spała, a później wskoczyła pod prysznic.
Po jakichś piętnastu minutach wyszła spod strumienia wody. Teraz nieco żywsza owinęła się wokoło ręcznikiem. Mokre, ciemne włosy spływały jej kaskadą po ramionach sięgając poniżej łopatek. Wycierała je ręcznikiem do momentu, aż były tylko wilgotne i pobiegła do pokoju. Przewróciła się przed szafą, lądując na kolanach, gdy zadzwonił telefon.
- Hej Florka! Co tam? – powiedziała dziewczyna do słuchawki nie czekając na reakcję po drugiej stronie.
- Tak się zastanawiam czy nie miałabyś ochoty na poleżenie na plaży oraz nic nie robienie na kocu rozłożonym na gorącym piasku będąc pieczoną przez piękne słońce? – usłyszała entuzjastyczny głos swojej przyjaciółki. Jak zwykle zbyt podnieconej jak na normalny wypad na plażę.
- Niech zgadnę, kombinujesz coś! – zaśmiała się dźwięcznie brunetka. – Już mów! Co jest?
- Nic. – Powiedziała najbardziej niewinnie jak tylko potrafiła…czyli niewinne to nie było.
- Tak, jasne…a ja na twarzy mam napisane czerwonym flamastrem ‘frajer’. Dobra mów! – naciskała na nią.
- Dowiesz się jak przyjedziesz, powiem tylko tyle, że na imię ma Deryl i jest wysokim brunetem.
- Floro Margaret Phoenix! Czyżbyś miała kolejnego tajemniczego chłopaka?! A co z poznanym w zeszły weekend Robertem? Blondynem o nieziemskich oczach? Stop! Nie rób tej miny kota ze Shreka! Przez telefon i tak nie zadziała!
- No niech ci będzie! – westchnęła teatralnie. – Opowiem Ci wszystko jak się spotkamy. Do zobaczenia na plaży! – zachichotała i rozłączyła się.
Skoro przyjaciółka zorganizowała jej już czas postanowiła jak najszybciej stawić się w wyznaczonym miejscu. Co, wbrew przypuszczeniom, nie było łatwe. Kiedy tylko uchyliła drzwi szafy zaczęły się pierwsze problemy. - Co ja tak właściwie mam założyć?! Setki ubrań a z wyborem i tak problem! Czemu jestem kobietą?! – te i podobne myśli przeskakiwały przez głowę młodej gimnastyczki. Zamknęła oczy i na chybił trafił wyciągnęła kostium kąpielowy i jakąś sukienkę. Spojrzała krytycznym okiem na zdobycze i po chwili rozpogodziła się. Założyła niebieską sukienkę z kostiumem tego samego koloru i przeglądając się w lustrze stwierdziła, że zawsze mogło być gorzej. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze wiedząc, że Flora nie wyśmieje jej stroju. Przyjaźń z najpopularniejszą pomponiarą w szkole wiązała się z potrzeba stałego zmagania się z modą. Panna Phoenix nie lubiła gdy osoby przebywające w jej pobliżu niszczyły jej wizerunek nieodpowiednim strojem.
Niedługo później szybkim krokiem ruszyła do wyjścia po drodze zakładając na swoje bose stopy buty. Na schodach prowadzących na parter wpadła na Tima. Chłopak był wysokim szatynem, o oczach kojarzących się z ciepłą czekoladą i szczupłej twarzy. Aktualnie wyglądał jak siedem nieszczęść, ale musiała mu przyznać, że był przystojny.
- I co? Znowu zabalowałeś, cwaniaczku? – zapytała prześmiewczym tonem.
- Chociaż raz mogła byś dać mi spokój wredna kopijo… - westchnął rozmasowując skronie. – Głowa mi pęka!
- Zapamiętaj to! Nie byłeś moim pierwowzorem! – syknęła zirytowana ponownym wypomnieniem jej bycia jego bliźniaczką. – Tylko niektóre detale mamy podobne! Nic więcej.
- Co nie zmienia faktu, że jestem starszy. – Posłał jej wredny uśmieszek.
- Tak, bo to twoje pół godziny na pewno zagwarantowało ci lepsze zapoznanie się ze światem. Jak mogłabym zapomnieć, że pamiętasz rzeczy, które po moich narodzinach już nie istniały. – Na jej twarzy widać było irytację, w pewnym momencie jej usta wygięły się w szyderczą podkówkę. – Ojej. Prawie zapomniałam. Miałam zawołać mamę – szepnęła konspiracyjnie, a normalnym już głosem zawołała – MAM… - i wtedy Timothy bezceremonialnie zatkał swoją dłonią jej usta.
- Ani się waż ją wołać, mała. - Spojrzał groźnie w jej oczy. - Zamierzam urządzić imprezę w ten weekend. Ty mi nie będziesz przeszkadzać, a ja ci nie zniszczę życia po powrocie do szkoły. Zrozumiano? - W odpowiedzi kiwnęła głową. Doskonale znała swojego brata i pamiętała ostatni pomysł na zniszczenie jej życia. Pół roku minęło nim udało się jej zmyć platynowe pasemka z włosów. Nadal się wzdrygała na wspomnienie tamtego koszmaru.
Przyglądał się jej przez chwilę, a gdy zobaczył to na co czekał puścił ją i pobiegł do swojego pokoju. Rozmasowała szczękę, nadal czując na swojej twarzy dotyk brata.
- Faceci to idioci.- wymruczała i udała się do kuchni. Tam wsypała sobie płatków do miski i zalała je mlekiem. Gdy skończyła jeść do pomieszczenia weszła jej matka z małym Benjaminem na rękach.
- Cześć córciu! Wybierasz się gdzieś? – zapytała szykując jakąś przekąskę małemu. Miała twarz w kształcie trójkąta z szerokim uśmiechem, ciepłymi brązowymi oczami i szczupłym nosem. Długie, prawie czarne i kręcone włosy ułożone były na jej ramionach. Nastolatka zerknęła na małego brzdąca w ramionach matki i nim odpowiedziała na jej pytanie minęła chwila. Wpatrywanie w chłopczyka pochłonęło całą uwagę dziewczyny. Był maleńki, ale widziała w nim cechy zarówno swoje jak i Tima. Jedyne, co wcale go do nich nie upodabniało, to wielkie, błękitne oczy jak u ich ojca. Jego ciemne włoski były dokładną kopią tych należących do jej bliźniaka, uśmiech zdarty wprost z jej twarzy i buzia będąca mieszanką rodziców. To wszystko razem tworzyło niesamowitą kompozycję, dziecka przypominającego aniołka, ślicznego i niewinnego.
- Tak mamo. – powiedziała z wyraźnym opóźnieniem. – Idę z Florą na plażę, nie masz nic przeciw prawda? - Jak zwykle przy mamie odgrywała rolę przykładnej córki. Wiedziała, że musi zadać to pytanie by nie mieć kłopotów z wyjściem.
- Nie, absolutnie nie. – Uśmiechnęła się spokojnie. – Ale weź brata, zawiezie was i dobrze mu zrobi świeże powietrze.
- Dobrze mamo, jeśli muszę. – ucałowała małego w policzek, posłała matce uśmiech i pobiegła do bliźniaka. Chociaż wewnątrz aż się gotowała. Perspektywa brata na tym spotkaniu tylko ją irytowała.
Pokój Timothy'ego znajdował się niedaleko sypialni dziewczyny, ale nie zapuszczała się tam często. On twierdził, że zaburza mu karmę, albo coś podobnego, a ona nie chciała, aby jakiś potwór gnieżdżący się pod jego łóżkiem pożarł jakąś jej część. Niepewnie zapukała i po chwili drzwi uchyliły się. W szparze ukazał się zdziwiony nastolatek.
- Czego? - burknął.
- Masz mnie zawieść na plażę.
- Znowu? – na jego pytanie odpowiedziała jedynie przytaknięciem. – Dziesięć minut i jestem. – Po jakimś czasie wyszedł w spodniach do kolan w hawajskie wzory i jakimś podkoszulku, kreował się na sportowca. Dobrze chociaż, że prezentował się w miarę przyzwoicie. - Pomyślała.

*****

Jazda nie była zbyt długa, zaledwie pięć minut. Gdy wysiedli z auta, bliźniaczka wypatrzyła swoją przyjaciółkę, która ubrana była identycznie jak ona sama. Przy dziewczynie stał bardzo przystojny, wysoki brunet. Jego ubranie było kopią stroju Timothey’ego. Byłoby to dziwne, gdyby nie amerykańska moda i setki osób w Los Angeles wyglądających identycznie.
Gdy podeszli bliżej, uśmiechnięta Flora szeptała coś swemu koledze. W następnej chwili już ich sobie przedstawiła.
- Kitty to jest właśnie Deryl Nilson, o którym ci opowiadałam, mój chłopak. – Wskazała na swojego towarzysza.
- Deryl poznaj Kitty to znaczy Kathleen, moją najlepszą przyjaciółkę i Tima. – Podali sobie dłonie, a ona już wiedziała, co zaraz będzie miało miejsce. Z jej ust wyrwało się parsknięcie, którego próbowała uniknąć.
Deryl chcąc rozładować napięcie rozpoczął rozmowę niefortunnym pytaniem. – A więc Tim, Kate jest twoją dziewczyną? – Kath straciła panowanie nad sobą i zaśmiała się nerwowo, bliźniak prychnął. Timmy przyzwyczajony do tego typu pytań pierwszy zreflektował i zaczął kpić.
- Oczywiście! Nawet mamy tą samą krew…wiesz podział majątku. – Jego ton był jadowity, Deryl nie wiedział co zrobić. Flora, do tej pory poważna, bez ostrzeżenia zaczęła rechotać z zaistniałej sytuacji, co na nieszczęście Timothy'ego skończyło się prysznicem z soku. Towarzysz panny Fenix, teraz całkowicie speszony, wyjąkał jedynie – czy ja o czymś nie wiem? – co tylko nasiliło niezręczność sytuacji i chichot jego dziewczyny. Nie mogąc dłużej patrzeć na konsternację bruneta Kath uświadomiła go na czym rzecz stoi.
- Tak zupełnie poważnie to, to coś – wskazała na zapłakanego ze śmiechu Tima, z niewiadomych powodów w tej chwili zarówno on jak i Flora mieli wyśmienite humory – jest mój brat, a dokładniej bliźniak. – Deryl całkowicie speszony zaczął przepraszać rodzeństwo, co jakiś czas powtarzając jak mu przykro przez własną pomyłkę. Ciężko było winić nowo poznane osoby o takie właśnie wnioski. Pomimo tego, że Kathleen i Timothy byli bliźniakami wyglądali jak dwoje obcych sobie ludzi.
Kiedy chłopak Flory przestał mówić o tym jak mu wstyd zaczęli normalnie rozmawiać. Konwersacja wbrew pozorom była niesamowicie swobodna, przypadkowy słuchacz stwierdziłby, że ta grupka zna się od lat. Gdy mieli już wracać do domu Tim, jak zwykle, musiał dołożyć swoje trzy grosze, bo nie byłby sobą.
- Deryl, Floro, czujcie się zaproszeni na imprezę u nas w przyszłym tygodniu.
- Jaką imprezę? - zapytała zdziwiona Kathleen w tym samym momencie gdy jej przyjaciółka podchwyciła pomysł.
- Z jakiej to okazji? – spytała Flora. – W końcu odkupiłeś sprzęt zniszczony na ostatniej domówce?
- Skądże, rodziców nie ma, chata będzie wolna, to trzeba wykorzystać chwilę, a Kath na pewno dostanie pozwolenie i błogosławieństwo.
- Więc w porządku. Będziemy. – Uśmiechnęli się wzajemnie i rozstali się. W drodze do ‘boskiego’ bmw bliźniaka dziewczyna nie wytrzymała i postanowiła zapytać.
- Czemu nigdy nikt nie pomyśli, że jesteśmy bliźniakami?
- Zastanówmy się. – Powiedział. – Jestem męski, przystojny i przede wszystkim niepodobny do Ciebie, więc na szczęście nikt nie pomyśli o naszych więzach krwi, a co najwyżej o innego typu kontaktach, jeśli wiesz, co mam na myśli. – Mówiąc to zamaszyście gestykulował.
- Innego typu kontaktach między nami?! Jesteś równo pogięty…mówię serio! A tak przy okazji męskością to, co najwyżej kurze możesz dorównać, urodą też nie grzeszysz. – Jak zwykle, gdy mu dokuczała jego twarz przybrała odcień jaskrawo-czerwony, a oczy ciskały błyskawice.
- Przy ludziach mogłabyś się opamiętać kobieto. Ja ci nie wypominam twojej niedojrzałości i głupoty. – Warknął.
- Subtelne – wymruczała pod nosem.- Żebym ja ci przypadkiem czymś nie dokuczyła.
- Dobra, powiedzmy, że wygrałaś…skończ, bo to żenujące się robi…
Delikatnie na siebie naburmuszeni wsiedli do auta i wyruszyli w kierunku swojej posiadłości.

****

Zaraz po kolacji, gdy rodzeństwo sprzątało po posiłku Tim rozpoczął poważną, według niego, rozmowę.
- Młoda! – powiedział, ale zaraz Kate weszła mu w słowo.
- Bez takich!
- Niech ci będzie, ty moja wieczna towarzyszko, czas zapytać strażników naszych cnót o pozwolenie na niecne wykorzystanie tej oto posiadłości.
- A co ja mam z tym faktem wspólnego? – w jej głosie było słychać prawdziwe zdziwienie.
- Jak to co? Nie słyszałaś co mówiłem przy Florze i Derylu? To przecież twoja działka jest! Tobie pozwoliliby nawet ukraść czołg przeciwpancerny prosto z frontu tylko po to żebyś miała go do ozdoby pokoju!
- Mój pokój jest za mały by takowego tam zmieścić panie wiem-wszystko-lepiej.
- Dziewczyno! To tylko taka przenośnia opisująca twoje umiejętności negocjacyjne – wyjaśnił z chytrym uśmieszkiem na ustach.
- Co będę z tego mieć? – jej wyraz twarzy jasno komunikował: nie ze mną takie numery. Ja nie pomoc społeczna dla braci.
- Mogę później posprzątać. – w myślach odtańczyła już rytualny taniec zwycięstwa, ale minę miała nieugiętą.
- I?
- Będę twoim nędznym sługusem przez cały tydzień. – zaproponował z wielką boleścią w oczach. A ona uśmiechnęła się zwycięsko i jednym krótkim ‘ok.’ zakończyła dyskusję.

*****

Następnego ranka zaraz po przebudzeniu Kathleen powędrowała do sypialni rodziców.
- Wchodź. – Powiedział jej ojciec zaraz po tym jak zapukała.
Gdy weszła do sypialni swoich mentorów zastała rodzica przed monitorem komputera. Jak zwykle nie chciało mu się zgolić dwudniowego zarostu, co podkreślało tylko jego charakter. Ciemne włosy miał krótko obcięte, niebieskie oczy skupione zupełnie w innym punkcie niż stała jego córka. Był mężczyzną wysokim, mogącym przestraszyć wielu, ale ona go kochała. Pamiętała te chwile, kiedy się z nią bawił jak miała pięć lat. Pomijając to, że zawsze zapominała o tym jak często spadała z huśtawki kiedy ją huśtał albo upadała na beton próbując złapać piłkę, którą jej rzucił. Zawsze, gdy patrzyła na jego uśmiech i kilkudniowy zarost, przypominała sobie swoje dzieciństwo. Gdy tylko przypadkiem zerknął w stronę wejścia i ją zauważył uśmiechnął się.
- Stało się coś młoda? – Spytał, zupełnie takim samym tonem jak Tim.
- Nie tatku, chcę was tylko o coś zapytać. – Zakomunikowała wymachując niekontrolowanie rękoma.
- To siadaj. Kotek zaraz przyjdzie i sobie to obgadamy. – Przytaknęła pospiesznie i usiadła w fotelu mało co go nie przewracając.
-Rebecca! – zawołał ojciec – pospiesz się kobieto! – i zaczął się śmiać.
- Idę misiaczku, moment. – odpowiedziała i wybiegając z łazienki w przydługim szlafroku wywinęła pięknego orła. Kiedy już stanęła na nogach i zauważyła córę, spłonęła rumieńcem.
- Aub, nie mówiłeś, że Kathleen wpadła. – jej rumieniec pokrył całą twarz, a nawet dekolt. Pozornie spokojna usiadła na łóżku i czekała na wyjaśnienie.
- Nie powinnaś być w szkole? – Wydukała matka pałając czerwienią swojej twarzy.
- Są wakacje od jakiegoś tygodnia – stwierdziła spokojnie.
- O co chodzi w takim razie? – spojrzała niepewnie na swoje dziecko.
- To sprawa natury biznesowej.
- Czyli? – spytali jak jeden mąż opiekunowie.
- A to taki maleńki szczegół…chcę zrobić imprezę. – Drugą część powiedziała jednym tchem by mieć pewność, że nikt jej nie zrozumie. Jednak oni pojęli o co biedaczce chodziło i chórem (ponownie) powiedzieli.
-Przecież to działka Tima nie twoja!
- Bez przesady…ludzie się zmieniają, a wakacje to idealny czas na nowości. – Dziewczyna uśmiechnęła się z wyższością.
- Dobrze, więc…- powiedział z olbrzymią powagą ojciec – kochanie zaczynaj.
- Kathleen, kotku, zanim się zgodzimy musimy poznać parę szczegółów. – Wstała z łóżka i wczołgała się pod nie, by po chwili, ostentacyjnie wymierzanej przez męża, wydostać stamtąd zakurzony, pożółkły kawałek czegoś, co kiedyś pewnie było kartką. Wprawdzie widok matki wyciąganej przez tatę za nogi był przekomiczny, to poważne miny obojga w trakcie rozwijania tego tajemniczego zawiniątka skutecznie pomogły jej opanować chichot. Po pełnej napięcia chwili mama zaczęła czytać:
- Protokół Przesłuchania Kathleen Amandy Devon na wypadek organizacji (jakiejkolwiek) domówki, przyjęcia i tym podobnych… - zatrzymała się na moment żeby złapać oddech i kontynuowała.- punkt pierwszy: czy na owym wydarzeniu publicznym znajdować się będą: dragi, fajki, alkohol, striptizerzy? Jeśli tak, dlaczego nam to robisz?! – Tutaj na dziewczynę padło pełne wyrzutów spojrzenie.
- Okej. Czyli mam rozumieć, że to jest przesłuchanie w stylu ‘jestem złym gliną i zaraz to pokażę?’ – Zapytała zszokowana. W odpowiedzi otrzymała jedynie jedno nędzne kiwnięcie głową. – więc niech będzie. Moje odpowiedzi to: nie, nie, może trochę, nie, ale byłoby ciekawie. I odpowiadając na twój zarzut mamo, nic złego nie robię.
W czasie, gdy rodzicielka obserwowała zeznającą córkę, ojciec nie potrafił powstrzymać napadu śmiechu. Była pewna, że to właśnie jego mogła winić za ten kłopotliwy papier w dłoniach matki.
Gdy odpowiedz została przetrawiona, nastolatkę spotkał grad pytań, z których każde kolejne było gorsze.
- Dobrze, teraz muszę się jeszcze dowiedzieć czy…będzie dużo osób? I najważniejsze, czy Tim macza w tym palce? – Kate zachichotała.
- Nie, to ja organizuję. – a jej mina mówiła „akurat!” – Zaproszę grono najbliższych kumpli, moich i Timothy’ego, a i żeby was uspokoić od razu mówię, że żadnego pokoju nie zamierzam wypożyczać.
- To dobrze, córciu. – Matka uśmiechnęła się prawie ciepło, a ojciec dodał jeszcze – No, nie chciałbym wrócić do domu i zobaczyć, że moja sypialnia nie istnieje…co jak co, ale jestem do niej przywiązany. – Mówił z bardzo poważną miną.
- Wiem, wiem tatku…postaram się nie nabroić. – powiedziała z powagą na co rodzic tylko zmrużył oczy.
- Słonko pamiętaj, wracamy w poniedziałek i ma nie być śladów imprezy. Zrozumiano? Nie planuję tłumaczyć małemu Benowi, że po domu przeszło jakieś tornado.
- Si padre! Yo comprendo! – Zasalutowała, popisując się swoją znajomością hiszpańskiego z telenowel, które oglądała całymi dniami. – Dzięki za zgodę. – Mówiąc to podeszła do obojga darując im po całusie i wycofała się obierając kierunek do bunkru Tima.
Gdy zapukała za drzwiami słychać było, przez moment, jakiś ruch ,a potem konspiracyjny szept jej bliźniaka:
- Co tam?
- To ja, właśnie byłam w jaskini lwa. – Na te słowa wrota jego pokoju natychmiast się otworzyły i chłopak wyszedł zaspany w samych bokserkach na zewnątrz. Uniosła brew na jego wygląd, jednak doskonale wiedziała, że to u niego normalne.
- No mów, zgodzili się? – nie odpowiedziała, więc potrząsnął nią jak szmacianą lalką. – No mów! Dziewczyno nie śpij!
- No cóż… - Zaczęła ze zdruzgotaną miną.
- No nie! Odmówili?! – wyglądał jakby za chwilę miał się rozpłakać. Policzki mu poczerwieniały, a oczy wyglądały jak lustro.
- No dobra…czy ty wierzysz, że ktokolwiek mógłby mi odmówić? No proszę cię, czy ty widzisz tą twarz?! – Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- O Boże! – Krzyknął. – Co ja z nią mam?! Kitty zawału przez ciebie dostanę!
- Spokojnie… młodyś jest przeżyjesz. Tak poza tym, to przecież złego diabli nie wezmą. – Jej śmiech brzmiał jak setki maleńkich dzwoneczków na wietrze. Pisnęła gdy szybko i nieporadnie ją przytulił.
- Okej. Kopijo ma, w piątek idziemy na zakupy. Zrozumiano?
- Si maestro! Z tobą, czy z Florką, kserówko – parówko?
- Bez parówek mi tutaj! Nie jestem żadnym produktem spożywczym! – Oburzył się, na co szatynka wywróciła tylko oczami.
- Jak chcesz, może być samo kserówko. – Pokazała mu język i jak mała dziewczynka uciekła do swojego pokoju śmiejąc się cicho.


*****

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz