Hej Wam!
Jak pisałam tak robię. Pierwszy rozdział pojawił się na blogu. Jest to jednak tylko jego połowa, ponieważ nie każdy lubi czytać ciągiem po kilkanaście stron. Uznałam, że wygodniej dla wszystkich będzie dawkować tekst.i mam nadzieję, że będzie się Wam podobać.
Rozdział 1. A miało być tak pięknie.
Pokój
rozświetlały jasne promienie słońca wpadające przez okno i
rozjaśniające łóżko. Kołdra poruszyła się i dziewczyna pod
nią śpiąca przeciągnęła się wychylając spod puchowej
kryjówki. Gdy słońce zaświeciło w jej oczy sapnęła zirytowana
i nie zawracając sobie głowy uwolnieniem nóg spod przykrycia,
rzuciła się do przodu w celu udania się do łazienki…no cóż,
wylądowała na ziemi z wielkim hukiem. Wciąż rozespana warknęła
i niezgrabnym ruchem zerwała z siebie ciepłą przeszkodę.
Potykając się o
własne stopy przeczołgała się do pomieszczenia obok i tam
pierwszym co zrobiła było oblanie twarzy zimną wodą. Nie wytarła
jej nawet tylko zdjęła z siebie koszulkę i spodenki, w których
spała, a później wskoczyła pod prysznic.
Po jakichś piętnastu minutach wyszła
spod strumienia wody. Teraz nieco żywsza owinęła się wokoło
ręcznikiem. Mokre, ciemne włosy spływały jej kaskadą po
ramionach sięgając poniżej łopatek. Wycierała je ręcznikiem do
momentu, aż były tylko wilgotne i pobiegła do pokoju. Przewróciła
się przed szafą, lądując na kolanach, gdy zadzwonił telefon.
- Hej Florka! Co
tam? – powiedziała dziewczyna do słuchawki nie czekając na
reakcję po drugiej stronie.
- Tak się
zastanawiam czy nie miałabyś ochoty na poleżenie na plaży oraz
nic nie robienie na kocu rozłożonym na gorącym piasku będąc
pieczoną przez piękne słońce? – usłyszała entuzjastyczny głos
swojej przyjaciółki. Jak zwykle zbyt podnieconej jak na normalny
wypad na plażę.
- Niech zgadnę,
kombinujesz coś! – zaśmiała się dźwięcznie brunetka. – Już
mów! Co jest?
- Nic. –
Powiedziała najbardziej niewinnie jak tylko potrafiła…czyli
niewinne to nie było.
- Tak, jasne…a
ja na twarzy mam napisane czerwonym flamastrem ‘frajer’. Dobra
mów! – naciskała na nią.
- Dowiesz się jak
przyjedziesz, powiem tylko tyle, że na imię ma Deryl i jest wysokim
brunetem.
- Floro Margaret
Phoenix! Czyżbyś miała kolejnego tajemniczego chłopaka?! A co z
poznanym w zeszły weekend Robertem? Blondynem o nieziemskich oczach?
Stop! Nie rób tej miny kota ze Shreka! Przez telefon i tak nie
zadziała!
- No niech ci
będzie! – westchnęła teatralnie. – Opowiem Ci wszystko jak się
spotkamy. Do zobaczenia na plaży! – zachichotała i rozłączyła
się.
Skoro przyjaciółka
zorganizowała jej już czas postanowiła jak najszybciej stawić się
w wyznaczonym miejscu. Co, wbrew przypuszczeniom, nie było łatwe.
Kiedy tylko uchyliła drzwi szafy zaczęły się pierwsze problemy. -
Co ja tak właściwie mam założyć?! Setki ubrań a z wyborem i tak
problem! Czemu jestem kobietą?! – te i podobne myśli
przeskakiwały przez głowę młodej gimnastyczki. Zamknęła oczy i
na chybił trafił wyciągnęła kostium kąpielowy i jakąś
sukienkę. Spojrzała krytycznym okiem na zdobycze i po chwili
rozpogodziła się. Założyła niebieską sukienkę z kostiumem tego
samego koloru i przeglądając się w lustrze stwierdziła, że
zawsze mogło być gorzej. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w
lustrze wiedząc, że Flora nie wyśmieje jej stroju. Przyjaźń z
najpopularniejszą pomponiarą w szkole wiązała się z potrzeba
stałego zmagania się z modą. Panna Phoenix nie lubiła gdy osoby
przebywające w jej pobliżu niszczyły jej wizerunek nieodpowiednim
strojem.
Niedługo później szybkim krokiem
ruszyła do wyjścia po drodze zakładając na swoje bose stopy buty.
Na schodach prowadzących na parter wpadła na Tima. Chłopak był
wysokim szatynem, o oczach kojarzących się z ciepłą czekoladą i
szczupłej twarzy. Aktualnie wyglądał jak siedem nieszczęść, ale
musiała mu przyznać, że był przystojny.
- I co? Znowu zabalowałeś,
cwaniaczku? – zapytała prześmiewczym tonem.
- Chociaż raz mogła byś dać mi
spokój wredna kopijo… - westchnął rozmasowując skronie. –
Głowa mi pęka!
- Zapamiętaj to! Nie byłeś moim
pierwowzorem! – syknęła zirytowana ponownym wypomnieniem jej
bycia jego bliźniaczką. – Tylko niektóre detale mamy podobne!
Nic więcej.
- Co nie zmienia faktu, że jestem
starszy. – Posłał jej wredny uśmieszek.
- Tak, bo to twoje pół godziny na
pewno zagwarantowało ci lepsze zapoznanie się ze światem. Jak
mogłabym zapomnieć, że pamiętasz rzeczy, które po moich
narodzinach już nie istniały. – Na jej twarzy widać było
irytację, w pewnym momencie jej usta wygięły się w szyderczą
podkówkę. – Ojej. Prawie zapomniałam. Miałam zawołać mamę –
szepnęła konspiracyjnie, a normalnym już głosem zawołała –
MAM… - i wtedy Timothy bezceremonialnie zatkał swoją dłonią jej
usta.
- Ani się waż ją wołać, mała. -
Spojrzał groźnie w jej oczy. - Zamierzam urządzić imprezę w ten
weekend. Ty mi nie będziesz przeszkadzać, a ja ci nie zniszczę
życia po powrocie do szkoły. Zrozumiano? - W odpowiedzi kiwnęła
głową. Doskonale znała swojego brata i pamiętała ostatni pomysł
na zniszczenie jej życia. Pół roku minęło nim udało się jej
zmyć platynowe pasemka z włosów. Nadal się wzdrygała na
wspomnienie tamtego koszmaru.
Przyglądał się jej przez chwilę, a
gdy zobaczył to na co czekał puścił ją i pobiegł do swojego
pokoju. Rozmasowała szczękę, nadal czując na swojej twarzy dotyk
brata.
- Faceci to idioci.- wymruczała i
udała się do kuchni. Tam wsypała sobie płatków do miski i zalała
je mlekiem. Gdy skończyła jeść do pomieszczenia weszła jej matka
z małym Benjaminem na rękach.
- Cześć córciu! Wybierasz się
gdzieś? – zapytała szykując jakąś przekąskę małemu. Miała
twarz w kształcie trójkąta z szerokim uśmiechem, ciepłymi
brązowymi oczami i szczupłym nosem. Długie, prawie czarne i
kręcone włosy ułożone były na jej ramionach. Nastolatka zerknęła
na małego brzdąca w ramionach matki i nim odpowiedziała na jej
pytanie minęła chwila. Wpatrywanie w chłopczyka pochłonęło całą
uwagę dziewczyny. Był maleńki, ale widziała w nim cechy zarówno
swoje jak i Tima. Jedyne, co wcale go do nich nie upodabniało, to
wielkie, błękitne oczy jak u ich ojca. Jego ciemne włoski były
dokładną kopią tych należących do jej bliźniaka, uśmiech
zdarty wprost z jej twarzy i buzia będąca mieszanką rodziców. To
wszystko razem tworzyło niesamowitą kompozycję, dziecka
przypominającego aniołka, ślicznego i niewinnego.
- Tak mamo. – powiedziała z
wyraźnym opóźnieniem. – Idę z Florą na plażę, nie masz nic
przeciw prawda? - Jak zwykle przy mamie odgrywała rolę przykładnej
córki. Wiedziała, że musi zadać to pytanie by nie mieć kłopotów
z wyjściem.
- Nie, absolutnie nie. – Uśmiechnęła
się spokojnie. – Ale weź brata, zawiezie was i dobrze mu zrobi
świeże powietrze.
- Dobrze mamo, jeśli muszę. –
ucałowała małego w policzek, posłała matce uśmiech i pobiegła
do bliźniaka. Chociaż wewnątrz aż się gotowała. Perspektywa
brata na tym spotkaniu tylko ją irytowała.
Pokój Timothy'ego znajdował się
niedaleko sypialni dziewczyny, ale nie zapuszczała się tam często.
On twierdził, że zaburza mu karmę, albo coś podobnego, a ona nie
chciała, aby jakiś potwór gnieżdżący się pod jego łóżkiem
pożarł jakąś jej część. Niepewnie zapukała i po chwili drzwi
uchyliły się. W szparze ukazał się zdziwiony nastolatek.
- Czego? - burknął.
- Masz mnie zawieść na plażę.
- Znowu? – na jego pytanie
odpowiedziała jedynie przytaknięciem. – Dziesięć minut i
jestem. – Po jakimś czasie wyszedł w spodniach do kolan w
hawajskie wzory i jakimś podkoszulku, kreował się na sportowca.
Dobrze chociaż, że prezentował się w miarę przyzwoicie. -
Pomyślała.
*****
Jazda nie była zbyt długa, zaledwie
pięć minut. Gdy wysiedli z auta, bliźniaczka wypatrzyła swoją
przyjaciółkę, która ubrana była identycznie jak ona sama. Przy
dziewczynie stał bardzo przystojny, wysoki brunet. Jego ubranie było
kopią stroju Timothey’ego. Byłoby to dziwne, gdyby nie
amerykańska moda i setki osób w Los Angeles wyglądających
identycznie.
Gdy podeszli bliżej, uśmiechnięta
Flora szeptała coś swemu koledze. W następnej chwili już ich
sobie przedstawiła.
- Kitty to jest właśnie Deryl
Nilson, o którym ci opowiadałam, mój chłopak. – Wskazała na
swojego towarzysza.
- Deryl poznaj Kitty to znaczy
Kathleen, moją najlepszą przyjaciółkę i Tima. – Podali sobie
dłonie, a ona już wiedziała, co zaraz będzie miało miejsce. Z
jej ust wyrwało się parsknięcie, którego próbowała uniknąć.
Deryl chcąc rozładować napięcie
rozpoczął rozmowę niefortunnym pytaniem. – A więc Tim, Kate
jest twoją dziewczyną? – Kath straciła panowanie nad sobą i
zaśmiała się nerwowo, bliźniak prychnął. Timmy przyzwyczajony
do tego typu pytań pierwszy zreflektował i zaczął kpić.
- Oczywiście! Nawet mamy tą samą
krew…wiesz podział majątku. – Jego ton był jadowity, Deryl nie
wiedział co zrobić. Flora, do tej pory poważna, bez ostrzeżenia
zaczęła rechotać z zaistniałej sytuacji, co na nieszczęście
Timothy'ego skończyło się prysznicem z soku. Towarzysz panny
Fenix, teraz całkowicie speszony, wyjąkał jedynie – czy ja o
czymś nie wiem? – co tylko nasiliło niezręczność sytuacji i
chichot jego dziewczyny. Nie mogąc dłużej patrzeć na konsternację
bruneta Kath uświadomiła go na czym rzecz stoi.
- Tak zupełnie poważnie to, to coś
– wskazała na zapłakanego ze śmiechu Tima, z niewiadomych
powodów w tej chwili zarówno on jak i Flora mieli wyśmienite
humory – jest mój brat, a dokładniej bliźniak. – Deryl
całkowicie speszony zaczął przepraszać rodzeństwo, co jakiś
czas powtarzając jak mu przykro przez własną pomyłkę. Ciężko
było winić nowo poznane osoby o takie właśnie wnioski. Pomimo
tego, że Kathleen i Timothy byli bliźniakami wyglądali jak dwoje
obcych sobie ludzi.
Kiedy chłopak Flory przestał mówić
o tym jak mu wstyd zaczęli normalnie rozmawiać. Konwersacja wbrew
pozorom była niesamowicie swobodna, przypadkowy słuchacz
stwierdziłby, że ta grupka zna się od lat. Gdy mieli już wracać
do domu Tim, jak zwykle, musiał dołożyć swoje trzy grosze, bo nie
byłby sobą.
- Deryl, Floro, czujcie się
zaproszeni na imprezę u nas w przyszłym tygodniu.
- Jaką imprezę? - zapytała
zdziwiona Kathleen w tym samym momencie gdy jej przyjaciółka
podchwyciła pomysł.
- Z jakiej to okazji? – spytała
Flora. – W końcu odkupiłeś sprzęt zniszczony na ostatniej
domówce?
- Skądże, rodziców nie ma, chata
będzie wolna, to trzeba wykorzystać chwilę, a Kath na pewno
dostanie pozwolenie i błogosławieństwo.
- Więc w porządku. Będziemy. –
Uśmiechnęli się wzajemnie i rozstali się. W drodze do ‘boskiego’
bmw bliźniaka dziewczyna nie wytrzymała i postanowiła zapytać.
- Czemu nigdy nikt nie pomyśli, że
jesteśmy bliźniakami?
- Zastanówmy się. – Powiedział. –
Jestem męski, przystojny i przede wszystkim niepodobny do Ciebie,
więc na szczęście nikt nie pomyśli o naszych więzach krwi, a co
najwyżej o innego typu kontaktach, jeśli wiesz, co mam na myśli. –
Mówiąc to zamaszyście gestykulował.
- Innego typu kontaktach między
nami?! Jesteś równo pogięty…mówię serio! A tak przy okazji
męskością to, co najwyżej kurze możesz dorównać, urodą też
nie grzeszysz. – Jak zwykle, gdy mu dokuczała jego twarz przybrała
odcień jaskrawo-czerwony, a oczy ciskały błyskawice.
- Przy ludziach mogłabyś się
opamiętać kobieto. Ja ci nie wypominam twojej niedojrzałości i
głupoty. – Warknął.
- Subtelne – wymruczała pod nosem.-
Żebym ja ci przypadkiem czymś nie dokuczyła.
- Dobra, powiedzmy, że
wygrałaś…skończ, bo to żenujące się robi…
Delikatnie na siebie naburmuszeni
wsiedli do auta i wyruszyli w kierunku swojej posiadłości.
****
Zaraz po kolacji, gdy rodzeństwo
sprzątało po posiłku Tim rozpoczął poważną, według niego,
rozmowę.
- Młoda! – powiedział, ale zaraz
Kate weszła mu w słowo.
- Bez takich!
- Niech ci będzie, ty moja wieczna
towarzyszko, czas zapytać strażników naszych cnót o pozwolenie na
niecne wykorzystanie tej oto posiadłości.
- A co ja mam z tym faktem wspólnego?
– w jej głosie było słychać prawdziwe zdziwienie.
- Jak to co? Nie słyszałaś co
mówiłem przy Florze i Derylu? To przecież twoja działka jest!
Tobie pozwoliliby nawet ukraść czołg przeciwpancerny prosto z
frontu tylko po to żebyś miała go do ozdoby pokoju!
- Mój pokój jest za mały by
takowego tam zmieścić panie wiem-wszystko-lepiej.
- Dziewczyno! To tylko taka przenośnia
opisująca twoje umiejętności negocjacyjne – wyjaśnił z chytrym
uśmieszkiem na ustach.
- Co będę z tego mieć? – jej
wyraz twarzy jasno komunikował: nie ze mną takie numery. Ja nie
pomoc społeczna dla braci.
- Mogę później posprzątać. – w
myślach odtańczyła już rytualny taniec zwycięstwa, ale minę
miała nieugiętą.
- I?
- Będę twoim nędznym sługusem
przez cały tydzień. – zaproponował z wielką boleścią w
oczach. A ona uśmiechnęła się zwycięsko i jednym krótkim ‘ok.’
zakończyła dyskusję.
*****
Następnego ranka zaraz po
przebudzeniu Kathleen powędrowała do sypialni rodziców.
- Wchodź. – Powiedział jej ojciec
zaraz po tym jak zapukała.
Gdy weszła do sypialni swoich
mentorów zastała rodzica przed monitorem komputera. Jak zwykle nie
chciało mu się zgolić dwudniowego zarostu, co podkreślało tylko
jego charakter. Ciemne włosy miał krótko obcięte, niebieskie oczy
skupione zupełnie w innym punkcie niż stała jego córka. Był
mężczyzną wysokim, mogącym przestraszyć wielu, ale ona go
kochała. Pamiętała te chwile, kiedy się z nią bawił jak miała
pięć lat. Pomijając to, że zawsze zapominała o tym jak często
spadała z huśtawki kiedy ją huśtał albo upadała na beton
próbując złapać piłkę, którą jej rzucił. Zawsze, gdy
patrzyła na jego uśmiech i kilkudniowy zarost, przypominała sobie
swoje dzieciństwo. Gdy tylko przypadkiem zerknął w stronę wejścia
i ją zauważył uśmiechnął się.
- Stało się coś młoda? – Spytał,
zupełnie takim samym tonem jak Tim.
- Nie tatku, chcę was tylko o coś
zapytać. – Zakomunikowała wymachując niekontrolowanie rękoma.
- To siadaj. Kotek zaraz przyjdzie i
sobie to obgadamy. – Przytaknęła pospiesznie i usiadła w fotelu
mało co go nie przewracając.
-Rebecca! – zawołał ojciec –
pospiesz się kobieto! – i zaczął się śmiać.
- Idę misiaczku, moment. –
odpowiedziała i wybiegając z łazienki w przydługim szlafroku
wywinęła pięknego orła. Kiedy już stanęła na nogach i
zauważyła córę, spłonęła rumieńcem.
- Aub, nie mówiłeś, że Kathleen
wpadła. – jej rumieniec pokrył całą twarz, a nawet dekolt.
Pozornie spokojna usiadła na łóżku i czekała na wyjaśnienie.
- Nie powinnaś być w szkole? –
Wydukała matka pałając czerwienią swojej twarzy.
- Są wakacje od jakiegoś tygodnia –
stwierdziła spokojnie.
- O co chodzi w takim razie? –
spojrzała niepewnie na swoje dziecko.
- To sprawa natury biznesowej.
- Czyli? – spytali jak jeden mąż
opiekunowie.
- A to taki maleńki szczegół…chcę
zrobić imprezę. – Drugą część powiedziała jednym tchem by
mieć pewność, że nikt jej nie zrozumie. Jednak oni pojęli o co
biedaczce chodziło i chórem (ponownie) powiedzieli.
-Przecież to działka Tima nie twoja!
- Bez przesady…ludzie się
zmieniają, a wakacje to idealny czas na nowości. – Dziewczyna
uśmiechnęła się z wyższością.
- Dobrze, więc…- powiedział z
olbrzymią powagą ojciec – kochanie zaczynaj.
- Kathleen, kotku, zanim się zgodzimy
musimy poznać parę szczegółów. – Wstała z łóżka i
wczołgała się pod nie, by po chwili, ostentacyjnie wymierzanej
przez męża, wydostać stamtąd zakurzony, pożółkły kawałek
czegoś, co kiedyś pewnie było kartką. Wprawdzie widok matki
wyciąganej przez tatę za nogi był przekomiczny, to poważne miny
obojga w trakcie rozwijania tego tajemniczego zawiniątka skutecznie
pomogły jej opanować chichot. Po pełnej napięcia chwili mama
zaczęła czytać:
- Protokół Przesłuchania Kathleen
Amandy Devon na wypadek organizacji (jakiejkolwiek) domówki,
przyjęcia i tym podobnych… - zatrzymała się na moment żeby
złapać oddech i kontynuowała.- punkt pierwszy: czy na owym
wydarzeniu publicznym znajdować się będą: dragi, fajki, alkohol,
striptizerzy? Jeśli tak, dlaczego nam to robisz?! – Tutaj na
dziewczynę padło pełne wyrzutów spojrzenie.
- Okej. Czyli mam rozumieć, że to
jest przesłuchanie w stylu ‘jestem złym gliną i zaraz to
pokażę?’ – Zapytała zszokowana. W odpowiedzi otrzymała
jedynie jedno nędzne kiwnięcie głową. – więc niech będzie.
Moje odpowiedzi to: nie, nie, może trochę, nie, ale byłoby
ciekawie. I odpowiadając na twój zarzut mamo, nic złego nie robię.
W czasie, gdy rodzicielka obserwowała
zeznającą córkę, ojciec nie potrafił powstrzymać napadu
śmiechu. Była pewna, że to właśnie jego mogła winić za ten
kłopotliwy papier w dłoniach matki.
Gdy odpowiedz została przetrawiona,
nastolatkę spotkał grad pytań, z których każde kolejne było
gorsze.
- Dobrze, teraz muszę się jeszcze
dowiedzieć czy…będzie dużo osób? I najważniejsze, czy Tim
macza w tym palce? – Kate zachichotała.
- Nie, to ja organizuję. – a jej
mina mówiła „akurat!” – Zaproszę grono najbliższych kumpli,
moich i Timothy’ego, a i żeby was uspokoić od razu mówię, że
żadnego pokoju nie zamierzam wypożyczać.
- To dobrze, córciu. – Matka
uśmiechnęła się prawie ciepło, a ojciec dodał jeszcze – No,
nie chciałbym wrócić do domu i zobaczyć, że moja sypialnia nie
istnieje…co jak co, ale jestem do niej przywiązany. – Mówił z
bardzo poważną miną.
- Wiem, wiem tatku…postaram się nie
nabroić. – powiedziała z powagą na co rodzic tylko zmrużył
oczy.
- Słonko pamiętaj, wracamy w
poniedziałek i ma nie być śladów imprezy. Zrozumiano? Nie planuję
tłumaczyć małemu Benowi, że po domu przeszło jakieś tornado.
- Si padre! Yo comprendo! –
Zasalutowała, popisując się swoją znajomością hiszpańskiego z
telenowel, które oglądała całymi dniami. – Dzięki za zgodę. –
Mówiąc to podeszła do obojga darując im po całusie i wycofała
się obierając kierunek do bunkru Tima.
Gdy zapukała za drzwiami słychać
było, przez moment, jakiś ruch ,a potem konspiracyjny szept jej
bliźniaka:
- Co tam?
- To ja, właśnie byłam w jaskini
lwa. – Na te słowa wrota jego pokoju natychmiast się otworzyły i
chłopak wyszedł zaspany w samych bokserkach na zewnątrz. Uniosła
brew na jego wygląd, jednak doskonale wiedziała, że to u niego
normalne.
- No mów, zgodzili się? – nie
odpowiedziała, więc potrząsnął nią jak szmacianą lalką. –
No mów! Dziewczyno nie śpij!
- No cóż… - Zaczęła ze
zdruzgotaną miną.
- No nie! Odmówili?! – wyglądał
jakby za chwilę miał się rozpłakać. Policzki mu poczerwieniały,
a oczy wyglądały jak lustro.
- No dobra…czy ty wierzysz, że
ktokolwiek mógłby mi odmówić? No proszę cię, czy ty widzisz tą
twarz?! – Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- O Boże! – Krzyknął. – Co ja z
nią mam?! Kitty zawału przez ciebie dostanę!
- Spokojnie… młodyś jest
przeżyjesz. Tak poza tym, to przecież złego diabli nie wezmą. –
Jej śmiech brzmiał jak setki maleńkich dzwoneczków na wietrze.
Pisnęła gdy szybko i nieporadnie ją przytulił.
- Okej. Kopijo ma, w piątek idziemy
na zakupy. Zrozumiano?
- Si maestro! Z tobą, czy z Florką,
kserówko – parówko?
- Bez parówek mi tutaj! Nie jestem
żadnym produktem spożywczym! – Oburzył się, na co szatynka
wywróciła tylko oczami.
- Jak chcesz, może być samo
kserówko. – Pokazała mu język i jak mała dziewczynka uciekła
do swojego pokoju śmiejąc się cicho.
*****
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz